Zdobyłyśmy Wiedeń w 4 dni.
Ostatnio byłyśmy w Wiedniu. Ja i Focz, Zubki tam nie było, gdyż nie śpiewa z Orkiestrą Rozrywkową Politechniki Warszawskiej - The Engineers Band pod batutą Dariusza Łapińskiego. Orkiestrę tworzy grupa zdolnych ludzi, my okraszamy występy swoimi głosami. Postanowiłyśmy jak zwykle pracę połączyć z przyjemnością i wypad do stolicy Austrii okazał się dobrą imprezą.
Tak tak, to słynna katedra św. Szczepana na Stephansplatz, piękna, monumentalna, powalająca. Był to zabytek nr 1 na naszej liście, odtąd mogłyśmy ze spokojem chłonąć urok tego miasta.
Już pierwszego dnia okazało się, że Wiedeń jest przystosowany dla amatorów picia wina na świeżym powietrzu. Wieczorem razem z Żukiem i Boogiłem umartwialiśmy się nad ciężkim losem muzyka w pięknym parko-skwerze w centrum miasta. Brama zamykała się o 19.00, dlatego do ostatnich chwil napawaliśmy się tą atmosferą. Miłe wytchnienie po milionach minut podróży autokarem. Na horyzoncie rozciągał się taki oto widok:
Już pierwszego dnia okazało się, że Wiedeń jest przystosowany dla amatorów picia wina na świeżym powietrzu. Wieczorem razem z Żukiem i Boogiłem umartwialiśmy się nad ciężkim losem muzyka w pięknym parko-skwerze w centrum miasta. Brama zamykała się o 19.00, dlatego do ostatnich chwil napawaliśmy się tą atmosferą. Miłe wytchnienie po milionach minut podróży autokarem. Na horyzoncie rozciągał się taki oto widok:
Kolejnym punktem były zakupy w wiedeńskim markecie, pełnym przysmaków: kiełbas, serów, pieczywa, słodyczy... Zrobiliśmy zapas na całą noc i postanowiliśmy zjeść obfitą kolację. Zakupy nosił nam Boogie - matko co byśmy bez niego zrobiły. UWAGA ! Jest to ten sam Boogie - Bogumił, o którym śpiewamy w autorskiej piosence o tym samym tytule. Postaci z naszych utworów istnieją i w dodatku grają super na instrumentach, tu akurat na perkusji. Tadam:
W końcu wiem jak ten cały Bogumił wygląda, bo tekst pisałyśmy jeszcze w okresie, kiedy się nie znaliśmy. To znaczy Focz i Zubi poznały Boogiego wcześniej. Suma sumarum intuicyjnie z tekstem trafiłyśmy w sendo.
Zakupy i kolacja:
Dzień, w którym mieliśmy występ był baaardzo długi i miałyśmy oczywiście trochę przygód. Od samego rana nie wychodziła nam organizacja. Spóźniłyśmy się na zbiórkę autokarową o 10 minut. Autokar zabierał bagaże i instrumenty, a następnie wiózł je przez pół miasta do miejsca docelowego. Ciągnęłyśmy więc walizkę podróżując metrem i w porze obiadowej szczęśliwie dogoniłyśmy autokar. Po obiedzie orzeźwiające piwko w rozmiarze "mniejszym od małego" za 2 euro:
W końcu dotarłyśmy do przepięknego Pałacu Ferstel, w którym już niebawem miałyśmy zaśpiewać podczas Polskiego Balu Wiosny dla przedstawicieli Polonii.
Więcej informacji o samym wydarzeniu można znaleźć w linku poniżej.
Pałac był nie tylko wspaniały pod względem architektonicznym, ale jak podejrzewamy, każdy z pałaców cechował się niebywale dobrą akustyką. Postanowiłyśmy sprawdzić to na przykładzie chociażby 'Kalinowej bajki' w wersji a capella - brzmiała jak pieśn sakralna z kościelnym pogłosem.
Oto sala w której odbywało się to polonijne wydarzenie:
Miałyśmy jeszcze chwilę do próby generalnej. Udałyśmy się więc na długi spacer. Podczas spaceru zakochał się w Marcie pewien Brodacz i nie mógł oderwać od niej wzroku. Ona nie pozostała wobec tego obojętna. Myślę, że Zubie również by się spodobał. Zrobiłam im zdjęcie.
Później była próba, na której zdążyłyśmy zaśpiewać jeden, góra dwa utwory.
Adrenalina wzrosła i pozostało nam już tylko czekać i integrować się z innymi Polakami w garderobie. A tam niespodzianka modowa dla Zuby, patrz jaki jeleń:
Koncert-bal trwał od 21.00 do 4.30 nad ranem. Orkiestra grała, wokaliści śpiewali, ludzie tańczyli i wszystko wypadło pięknie. Całe wydarzenie było później emitowane w TVP Polonia, więc nic się nie ukryje :). Następnie czekała nas wycieczka do hotelu metrem, w polskim stylu, czyli śpiewająco. Nad ranem szybko zwinęliśmy manatki i ruszyliśmy w wielogodzinną podróż, podczas której nieustannie się śmiałyśmy, na ogół same z siebie - jak zawsze :). Foka wpadła z Boogiem w ciąg nieustającego rapu. Rymowali od A do Be, od Be do A. Rymy były zgrabne, trochę niedokładne, ale bardzo ładne ;) Obejrzałam pod przymusem cała Trylogię Millennium, na stacjach benzynowych tańczyliśmy do Disco Polo, Focz nawet przeszła wstępna rozmowę kwalifikacyjną na stanowisko sprzedawcy.
W Warszawie zamówiłyśmy taksówkę. I tu osiągnęłyśmy apogeum śmiechu. Otóż kierowca zapytał skąd wracamy, powiedziałyśmy, że z Wiednia. Kolejne pytanie: och jak wspaniale to piękne miasto, ale nie takie jak Warszawa prawda? Na co Marta odpowiada:
- jest trochę bardziej rozwinięte, ma np lepszą komunikację, więcej linii metra, wie pan ile czasu u nas budują jedną linię metra?
- ale proszę pani my byliśmy tyle lat pod zaborami...
a Focz:
- proszę pana!, nie możemy cały czas zasłaniać się zaborami,
Nie możemy wybudować tu przystanku autobusowego, bo byliśmy pod zaborami, OJOJOJOJOJOOOJ.
Pan wybuchnął śmiechem, przyznał Marcie rację i uwierzył, że próbujemy zmienić świat na lepsze...
bo przecież zmieniamy świat na lepsze hę? ;)
Wiedeński plan z liniami metra ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz