poniedziałek, 21 lipca 2014

Ladies' Jazz Festival - Raz.Dwa.O tak! - Byliśmy tam!

Ladies’ and Gentelmen, witam serdecznie po dłuższej przerwie!
Dawno się nie odzywałam bo chwilowo opuściła mnie literacka wena.
Całe szczęście Inez dzielnie stała na straży blogowego porządku.
Nadeszła jednak pora, abym przerwała milczenie!

JESTEŚMY !



LADIES’ JAZZ FESTIVAL …
Nie będę się rozpisywać na temat prestiżu tej imprezy, świetnych organizatorów, sławnych gości, mądrych muzycznych głów itd. bo są to kwestie oczywiste.
Jeśli zatem pozwolicie, skupię się na OGROMNYM szczęściu, WIELKIEJ przygodzie i WSPANAŁYM Bardotkowym weekendzie.

Cudowne sukienki od Dorothy Perkins. Idealnie komponowały się z tłem i wiejącą bryzą!

Zjeżdżaliśmy się do Gdyni z różnych storn.
Inez z S. wyruszyli z Chałup, 
Podróż Inez i S.
Sosz z Dębek, Pendo z Ełku,
Podróż Penda
 a reszta bardoskładu z Warszawy. 
Podróż z Koniem Rafałem

Łączny czas podróży to około 274 godzin… korki na autostradzie są nie lada rozrywką. Całe szczęście ‘ekipa z Warszawy’ jechała z Koniem Rafałem – naszym niezastąpionym kierowcą, właścicielem firmy Amelia Travel. Każdy kto raz spotka Rafała na swej drodze, będzie wznosił błagalne pieśni do niebios, żeby spotkać go po raz kolejny! Poważnie!!! Koń Rafał to jest KTOŚ!

Infobox – miejsce naszego drugiego koncertu i pierwszego soundchecku – jest totalnie wypasione. Polecam wszystkim odwiedzającym Gdynię! Wyśmienite jedzenie, dobre wino, rewelacyjne zagospodarowanie przestrzeni publicznej i super architektura! W sam raz dla nas.

Jemyyyyy
Właśnie tam czekała na nas Sosz ze świeżutkimi płytami „ Raz. Dwa. O tak!”. Z ręką na sercu – bardzo dawno nie czułam takiego szczęścia! Ahhhhh… 

Po próbie każdy zrobił sobie pamiątkowe zdjęcie z pierwszym krążkiem i ruszyliśmy na koncert do Orłowa.

Aga i ja z Raz.Dwa.O tak!
Zuba i Pendo z Raz.Dwa.O tak!
Aga i Koń Rafał z Raz.Dwa.O tak!
     
Karaś z Raz.Dwa.O tak!

Artur z Raz.Dwa.O tak!
Stefan z Raz.Dwa.O tak!
Tola i Dupsztyl z Raz.Dwa.O tak!


Kawiarnia Scena Letnia w Orłowie 16:00

Scena Letnia zapewniła nam oszałamiający widok. Koncert na tle morza to coś jedynego w swoim rodzaju. Szum fal towarzyszący każdej piosence, wiatr chłodzący rozgrzane ciała i zapach jodu. EXTRA.

Na scenie z tancerką Nadią!

Szczerze powiedziawszy udzieliła się nam atmosfera ogólnego chillout’u. Koncert dobiegł końca bez zbędnego pośpiechu, ale potem zaczęło się coś co wprawiło nas w niezłe osłupienie. Nie dość, że świeżutka płyta sprzedawała się całkiem dobrze(z naszych informacji dotarła już promem do Szwecji), to jeszcze złożyłyśmy swoje pierwsze prawidłowe bardotkowe autografy. Nieźle c’nie?

Nie, to chyba jeszcze nie ścianka ;)
No i co tu dużo gadać… nie mamy wyćwiczonych podpisów… musimy to ogarnąć! 
Marta Foka to słaby podpis… buahahahaha

Infobox 19:00(prawie 20:00)

Koncert, krótko mówiąc, się udał. Publiczność dopisała, widać było same uśmiechnięte twarze, płyta ponownie się sprzedawała, niektórzy nawet potańczyli. Chillout osiągnął stopień ukierunkowany na niezły ubaw! Artur Siejka na perkusji, Marcin Pendowski na basie, Grzegorz Karaś na pianie i Stefan Stefaniak na gitarze – DALI CZADU! 


Jedyne rozproszenie powodował u mnie niemalże nagi – nie licząc bardzo małych majtek –  bardzo duży pan na balkonie, naprzeciwko sceny. 
Śpiewając Bogumiła prawie się udusiłam ze śmiechu ;)


Kalinowa na bis – jak to Kalinowa – zatrzymała na chwilkę czas i odcięła na parę sekund dopływ powietrza w Gdyni. Uwielbiam ten efekt! Zawsze działa!


Z dyrektorem Festivalu !!!
Po koncertach, pogaduchach i sesjach zdjęciowych udaliśmy się na zasłużone afterparty. Całe szczęście nie trafiliśmy w Sopocie na wariata rozjeżdżającego tłumy na monciaku, ale szczerze powiedziawszy – było blisko. Zatrzymała nas Zatoka Sztuki – nasycona wysokimi gazelami(jakby to powiedział Pendo) i kolorowymi drinkami za miliony motet. Cały czas towarzyszyła nam Gosia Eysmont, która była naszą dobrą duszą zarówno przed, w trakcie, jak i po festiwalu(serdecznie ją z tego miejsca pozdrawiam i dziękuję) oraz oczywiście Koń Rafał, niezastąpiony kompan podróży.
To co się działo potem, pomijając tradycyjną sesję zdjęciową w lodówce, niechaj zostanie póki co ściśle tajne.

Tradycja
Zdradzę tylko to, że Stefan jest mistrzem gier karcianych i kalamburów! Rewelacyjny animator ;)   ------>>   Tak więc sobota zakończyła się w niedzielę.

Ale za to niedziela, ale za to niedziela, niedziela TO BYŁ WYPAS!


Pół dnia na plaży: kąpiel/opalanie, kąpiel/opalanie, kąpiel/opalanie i różne inne tematy egzystencjalne oraz smakowity obiad w Sopockiej smażalni. Stefan, Pendo, Karaś i Koń Rafał rozpływali się nad zupą rybną, a ja z Arturem zadowoliliśmy się dorszem i frytkami.

Podróż powrotna była równie interesująca jak w pierwszą stronę. Korek tu, korek tam. Całe szczęście Rafał dowiózł nas spokojnie do stolicy, a ja jako jedyna Bardotka w busie, miałam niezły ubaw.

Bilans wyjazdu jest jak zwykle dodatni. Spotkaliśmy cudownych ludzi i zagraliśmy dwa porządne koncerty. Opaliliśmy blade ciała, napełniliśmy brzuchy rybą  i poznaliśmy się lepiej. Wypoczynek udał się przednio. Póki co pamiątką z Trójmiasta jest szczypiąca opalenizna i masa zdjęć, ale coś czuję, że jeszcze tam zawitamy. Co więcej, czuję że to będzie prędzej niż później.

CAŁUJEMY!!!

Stay tuned,

Foka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz