piątek, 8 listopada 2013

Śladami Bridget - FOKORELACJA z London

"And there it was...right there... that was the moment..."
 
Dla niewtajemniczonych - tak właśnie zaczyna się film Bridget Jones Diary.
A jak zaczęła się bardotkowa wyprawa do London?
Zaczęła się moim pierwszym w życiu lotem samolotem... Myślałam, że będzie strasznie, ale oczywiście było cudownie. Lekko znieczulona napojami wyskokowymi przeżyłam! Dziewczyny usadowiły mnie przy oknie, żebym mogła celebrować każdy centymetr świata.
 
Fajna Brytania i Londyn witają!!!
 
 
Podróż z Heathrow do hotelu zajęła nam prawie 2h. Niby długo, ale gdyby nie Zuba (która została mianowana londyńskim przewodnikiem), chyba nigdy byśmy tam nie trafiły. Londyńskie metro robi wrażenie...
 
Mieszkałyśmy w hotelu u zbiegu Park Rd oraz St. John's Wood Rd. Jak widać na poniższej mapie, od legendarnej Abbey Rd dzieliła nas jedynie chwila spaceru.
Od ABBEY ROAD !!!!
Jakże wielkie było nasze zaskoczenie gdy to odkryłyśmy i jakże cudowne uczucie nas ogarnęło kiedy już się tam znalazłyśmy. Kilka zmokłych świrków boso przechadzało się po słynnych pasach i jedna zmokła artystka śpiewała swoje piosenki pod Abbey Road Studio. Ja miałam łzy szczęści w oczach i bardotkowo podjęłyśmy decyzję, że kiedyś nagramy tam płytę. Słowo się rzekło :)
 
 
 

My i słynne pasy na Abbey Road
 
Abbey Road Studio
 
 
Na zwiedzanie nie było wile czasu, więc pędziłyśmy tak szybko jak tylko się dało(zaopatrzone w Silk Cut). Za dnia zakupy na Oxford St, przechadzka po Trafalgar Square, Picadilly Circus, Brick Lane, wizyta na Peronie 9 i 3/4 na dworcu King's Cross, kawka w klimatycznych kawiarenkach(np. w ulubionej knajpce Zuby - Fika) i oczywiście szalone przeprawy metrem i autobusami. 
 
Trafalgar Square
 
 
KRÓLESTWO
 
 
Pociąg do Lewisham - wg Bridget Jones mają tam excellent fire station!
 
 
Vintage Shop przy Brick Lane - najbardziej magiczny sklep w jakim byłyśmy. Niektóre ubrania pamiętały czasy Titanica, a nawet przejażdżki dyliżansami. Kobieta, która tam pracowała znała historię każdej jednej rzeczy. Co więcej, w przerwach między rozmowami z klientami, stepowała i grała na banjo. Z Agą obejrzałyśmy sklep dość pobieżnie i zawinęłyśmy się stamtąd czym prędzej. Nieziemska atmosfera i galaktyczne ceny.
 
 
Popołudniowe recitale na targach w ExCel London wypadły świetnie. Godnie reprezentowałyśmy Polskę. Aga doczekała się propozycji matrymonialnej od pewnego staruszka, a ja byłam noszona na rękach przez Marco z Florencji (150 cm wzrostu - ale za to jaka siła aaah). Było kilku podejrzanych typków, którzy przysparzali nas o ciarki, ale dałyśmy sobie radę! Naszemu akustykowi Mariuszowi spodobała się Vendetta, a cała okolica zamarła kiedy zaśpiewałyśmy Kalinową! Ten numer zawsze działa!
 
 
 
Jeśli chodzi o noce... były zadziwiająco długie.
We wtorek za rozrywki "Nocny Londyn" odpowiedzialny był Sancho. Mój ziomeczek, który pracuje na południu Anglii, niedaleko klifu samobójców, którego nazwy oczywiście zapomniałam.
Udało nam się zaznać nocnego życia i zobaczyć House of Parliament, Dużego Bena, London Eye i przejść się śladami Bridget Jones!

  
 
London Eye "z dolnego boku"
 
 
Duży Ben
 
Sancho <3
 
 
Aha... jeszcze warto wspomnieć, że trafiłyśmy w angielskie święto Guya Fawkesa i całą noc 5 listopada rozbrzmiewały nad naszymi głowami fajerwerki ;)

...ale wszystkiego nie da się opisać ani opowiedzieć. To co wydarzyło się w Londynie, zostanie w Londynie. Miasto jest czarujące, zarazem ogromne i lekko klaustrofobiczne. Na początku trudno się w nim odnaleźć, ale z czasem można śmigać tak, że ho ho. Zarówno Londyn, jego architektura, jak i mieszkający w nim ludzie, zmuszają do poważnych refleksji.

Ale jeśli ktoś chce o tym podyskutować to zapraszam serdecznie na spacer i pogaduchy po WSPANIAŁEJ i UKOCHANEJ WARSZAWIE.

Ps. Mr Darcy dał plamę. Musieliśmy się minąć w którymś metrze. Z Zubą oczywiście wzdychałyśmy do kilku brodatych londyńczyków, ale nic z tego nie wyszło. Muszę rozważyć propozycję Marco z Florencji i arabskiego sprzedawcy na Oxford St. Albo jeszcze trochę poczekam na Darcy'ego :)

Stay tuned
Foka
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz