piątek, 20 grudnia 2013

Wigilijny czas nastaje, są prezenty z Mikołajem

               W grudniu zawsze było tak, że zanim doczekałam się Gwiazdki, wcześniej musiałam zrobić mnóstwo ważnych rzeczy. W zerówce trzeba było zagrać w jasełkach i zebrać wszystkie karteczki z zaliczeniem porannych rorat, w czasach podstawówki i gimnazjum na grudzień zawsze przypadały egzaminy z fortepianu w szkole muzycznej, które spędzały mi sen z powiek, w liceum przed świętami był maraton sprawdzianów i kartkówek, a na studiach próbowałam podchodzić do zaliczeń w pierszym terminie. Teraz teoretycznie nie mam nic takiego, co trzeba byłoby zrobić, zanim doczekam się świąt, ale to dziwne napięcie pozostało. Właściwie wszystko jest już przygotowane. Z Bardotkami zagrałyśmy przedświąteczne minikoncerty, zaprezentowałysmy Trabanta w telewizji, kupiłyśmy sobie prezenty. Dziś pędzimy na wigilię chóralną z Sound'n'Grace, w niedzielę organizujemy wigilię bardotkową. W mieszkaniu mam już świąteczne ozdoby i zrobiłam z mamą masę pierogów z kapustą i grzybami i trochę pierogów z makiem, w których są ukryte pieniądze - w Wigilię szczęściarze wylosują te z monetami i będą mieli pełny portfel przez caaaały następny rok.






               Niesamowite jest to, że świąteczny czas ma w sobie tyle magii, a dziecinne wyobrażenia o idealnym dobrym świecie trzymam w sobie jak talizmany wspomnień. Wierzyłam w św. Mikołaja dopóki siostra cioteczna nie powiedziała mi, że rodzice kupują prezenty. Mój Mikołaj był wytworem zachodniej kultury. Wyobrażałam sobie, że wcześniej zostawił prezenty dzieciom w Ameryce i On sam był taki bardziej amerykański, opływał w dobrobyt, był bogaty i na pewno nie mówił po polsku. Sanie miał ogrooomne, ozdobione kolorowymi świecącymi lampkami, a pary reniferów ciągnęły się rzędami bez końca frunąc po niebie. (Taki wizerunek Mikołaja został w mojej głowie zapewne po wielokrotnym obejrzeniu filmu Santa Claus amerykańskiej produkcji, ale już w kolorze, w reżyserii Jeannot Szwarc: http://www.youtube.com/watch?v=HABTm1NttxI ) Prezenty przynosił nam takie jakieś inne, niż te ze sklepów w Ursusie. Szybko okazało się, że kiedy wypatrujemy Go z bratem na dole przed wejściem do domu, Mikołaj nie wchodzi przez balkon i na odwrót, a cudowne upominki tata gromadził przez cały rok wyszukując najlepsze modele Lego Technic dla Arka i najpiękniejsze lalki Barbie dla mnie w RFN za Żelazną kurtyną, gdzie akurat pracował na całą rodzinę w fabryce Mercedesa. Najbardziej żałuję, że zwierzęta nie mówią ludzkim głosem. O północy w Wigilię skradałam się z Arkiem do piwnicy, gdzie spał nasz kundel Toudi i próbowaliśmy wysłyszeć choćby najkrótsze słowo...bezskutecznie.


               Z bardotkami takie bajkowe wyobrażenia o życiu są na porządku dziennym. Nasze skojarzenia i marzenia są jak z animowanych filmów Disneya. Nie ma barier w kreowaniu bardotkowej rzeczywistości. To jest najlepsze, co udało nam się przemycić z dziecięcego świata. Zuba jest wyjęta z baśniowych opowieści z początków poprzedniego stulecia, Foka rozbawia mnie do łez. Razem wytwarzamy parasol, który chroni nas przed rutyną, absurdem, złośliwościami, plotką, pomówieniami, niesprawiedliwością, regułami... Cieszymy się na wspólne kolędowanie, jak dzieci. Święta w tym roku będą znów magiczne i właśnie takich świąt życzymy Wam - ciepłych, szczerych i bajecznych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz