Chwila paniki i zamieszania, a po chwili decyzja - jedziemy tam!
Ja w przeciągu pół godziny opuściłam Holendry Baranowskie i po drodze robiąc przegląd auta, pognałam autostradą do Warszawy. W mieście dołączyła Zuba, która znalazła najpiękniejszą sukienkę dla naszej malutkiej Bardotki. Pod szpitalem zjawił się wujek Piotrek i razem pognaliśmy na salę, a raczej korytarz porodowy.
Powitał nas lekko skołowany przyszły tata i tak oto zaczęło się odliczanie.
Spędziliśmy w szpitalu 2 godziny, rozprawiając o swoim dzieciństwie, zdzieraniu kolan i małym apetycie, a w 3 godzinie oczekiwań dołączyła do nas ciocia Aga i tajemniczy Sebastian.
Ponieważ robiło się późno, stwierdziliśmy że robimy zjazd do bazy - Roko.
Tam zgłodniałe zrobiłyśmy przepyszną kolację i po chwili dołączył do nas wujek Karaś.