piątek, 29 listopada 2013

Świąteczny hicior musi być uniwersalny.

... za to latem Mazury nabieraja sensu pod warunkiem, że ktoś potrafi na tyle dobrze pływać, żeby wypłynąc na środek jeziora, zatrzymać się, utrzymywać się na wodzie i rozmawiać o życiu, albo lepiej w towarzystwie przystojnego mężczyzny całowac się na środku jeziora. I to jest właśnie jedno z moich marzeń :) - umieć tak pływać. Foka tak potrafi, Zuba? hmmm nawet nie wiem, ale pewnie też, a ja nie, bo albo mam za ciężki tyłek albo nikt mnie dobrze nie nauczył pływać. Mam nadzieję, że w tym roku spełnię to skryte marzenie!
               To był wątek nawiązujący to poprzedniego postu, o którym pisała Marta.
Tymczasem wracam do naszych późnojesiennych spraw. Tak wiem wiem wiem, że wszyscy czekamy na płytę, ja też nie mogę sie jej doczekać. Sytuacja jest prosta i trudna zarazem, czyli wszystko czeka na swój wielki wybuch, który widocznie jeszcze nie urusł do rozmiarów wybuchowych. Jak się ukaże płyta, to od razu szybciusieńko się nią pochwalimy. A rzeczywistość jest taka, że idzie zima (śniegu ni ma), ale są witryny w sklepach z choinkami i prezentami, za chwilę wyjdzie na warszawskie ulice chmara Mikołajów (wszyscy prawdziwi) i warto w taki czas napisać zimowy hit.

środa, 27 listopada 2013

Na kogo wypadnie na tego bęc ----> Kętrzyn!

Bardotkowy mazurski reset!
Dawno nie był nam tak potrzebny jak teraz... niestety trwał tylko jeden dzień.

Zaczęło się bladym świtem. W sumie to on nawet nie był blady. Roboczo nazwijmy go "ciemny świt". Ledwo żywe zapakowałyśmy się do volviaczka Zuby(odratowanego po zderzeniu z dzikiem) i ruszyłyśmy w trasę.
 
 
 
Blady świt dogonił nas w okolicach Zalewu Zegrzyńskiego. Nadszedł czas na pierwszy postój.
Tradycyjnie, postoje odbywają się na stacjach benzynowych, na których, jak wiadomo jest rozrywek co nie miara!
Tym razem falę radości wzbudził

piątek, 22 listopada 2013

Poszedł Michał na pole


Coś się ostatnio zacięłyśmy. Robimy dużo różnych rzeczy i trudno się skupić na tym, żeby ze wszystkim się wyrobić.
W tym tygodniu byłyśmy w Pytaniu na Śniadanie i zdecydowałyśmy się zaśpiewać naszą autorską, ukochaną Kalinową.

piątek, 8 listopada 2013

Śladami Bridget - FOKORELACJA z London

"And there it was...right there... that was the moment..."
 
Dla niewtajemniczonych - tak właśnie zaczyna się film Bridget Jones Diary.
A jak zaczęła się bardotkowa wyprawa do London?
Zaczęła się moim pierwszym w życiu lotem samolotem... Myślałam, że będzie strasznie, ale oczywiście było cudownie. Lekko znieczulona napojami wyskokowymi przeżyłam! Dziewczyny usadowiły mnie przy oknie, żebym mogła celebrować każdy centymetr świata.
 
Fajna Brytania i Londyn witają!!!
 
 
Podróż z Heathrow do hotelu zajęła nam prawie 2h. Niby długo, ale gdyby nie Zuba (która została mianowana londyńskim przewodnikiem),

Fajna Brytania okiem Zuby.




Dziś moja kolej.
Londyn od podszewki.

czwartek, 7 listopada 2013

Wspomnienia z Londynu AGA - pierwsza!

             Wróciłyśmy ! Już, za szybko jakby, chociaż w ciągu tych czterech dni wydawało nam się, że wydłużyłyśmy dobę co najmniej dwukrotnie. W drodze powrotnej zastanawiałyśmy się która z nas o czym będzie pisała. Wrażeń było mnóstwo. Opowiem więc co nieco okiem Agi ;) czyli nieco z  tyłu, nieco niżej, trochę wolniej, takie osadzone blue wspomnienia. :)
                 Pakowałam się na wyjazd w dniu wyjazdu, bo nie widzę potrzeby wcześniej. Jak się zaczyna wcześniej, to dłużej trzeba pamiętać o skarpetkach, kosmetykach, kablach, mikrofonach. Niczego nie zapomniałam, więc mój system działa. Zbiórka była u Zuby. Naciskając domofon znów poczułam, że wzywa nas zew przygody i ten stan utrzymuje się do dzisiaj. Sam start i czynności temu towarzyszące był niezwykle pasjonujący, ponieważ Foka leciała po raz pierwszy w życiu. Z Bardotką nic Jej nie grozi, ale pewnie sama opisze wrażenia. Nasz główny przewodnik - Zuba z Londynem jest za pan brat i niewzruszona przeszła pomyślnie całą odprawę (przeszła w leginsach i adidasach z odsłoniętymi kostkami, bo jest teraz taka moda, której np. ja w listopadzie nie rozumiem, wyglądała jak zwykle pięknie). A ja ... trzy kroki za dziewczynami, rozmyślałam nad tym, że dzięki temu, iż jakiś czas temu podjęłyśmy próbę i zdobyłyśmy się na odwagę śpiewać razem, pakujemy się do samolotu linii BA i lecimy zaśpiewać dawnym aliantom pieśni im dotąd nieznane i w dodatku polskie. Duma rozpierała moje serce, a tymczasem samolot zaczynał kołować. Foka spanikowana, Zuba opanowana, zastępczyni naszej Magdy - Aga ogarnięta, ja jeszcze zapinam pas, ale już kończę - czyli wszystko gra. I tak już zostało przez ten cały wyjazd.
               A teraz fotorelacja, żeby nie było nudno.
Po szybkim śnie zaczęłyśmy od podróży londyńskim autobusem linii 13. Oczywiście na górze i oczywiście z przodu. Teraz wiem, że jechałyśmy na Oxford Street, wtedy było mi wszystko jedno, ulice podobne, wszędzie czerwone autobusy, w większości czarne taxi, domy z czerwonej cegły, jak na złość również podobne, gdyby nie Zuba zgubiłabym się jeszcze przed wejściem do autobusu. Miejsca zaczęłam kojarzyć dopiero drugiego dnia. Cały czas panował bardotkowy dziki szał. Zaczęło się.

poniedziałek, 4 listopada 2013

strachy na lachy

Na wstępie umówmy się, że jesteśmy twardzielkami. Jesteśmy dzielne i odważne! Serio!!!
Są jednak rzeczy, które nas rozkładają na łopatki...
 
Zuba potwornie się boi pająków. Ostatnio jednego namierzyła w swojej sypialni i nie poszła spać, dopóki nie unicestwiła go swoim odkurzaczem. Winowajca wirował przez pół godziny w zbiorniczku z wodą.
Inez nie przepada za myszami. Są zwiastunem niekoniecznie dobrych nowinek, a poza tym się panoszą i biegają. Lęgną się w domu i czasami ma to związek z ciężarnymi znajomymi ;)
Żadna z nas dobrowolnie nie wejdzie do lasu nocą, czasem też niekoniecznie za dnia (chyba, że w celu spotkania