Dziś moja kolej.
Londyn od podszewki.
Pomimo tego, że znam to miasto dobrze wyjazd zapowiadał się inaczej i tak też wyglądał.
Do tej pory poznawałam tam codzienne życie, chodziłam do kawiarni położonych daleko od centrum, oglądałam ulice
i budynki przemierzając dziesiątki kilometrów na rowerze, mieszkałam w starych i zimnych domach, spędzałam czas
z cyrkowcami zjeżdżającymi się z całego świata.
Dzięki temu, że często przyjeżdżałam tam ze znajomymi Antka, którzy chcieli oprócz szkoły cyrkowej zobaczyć trochę miasta znam podstawowe miejsca, które przyjezdnym trzeba pokazać.
Z Bardotkami miałyśmy bardzo mało czasu na to żeby mogły zobaczyć jak wyglądały moje dni
w tym mieście dlatego skupiłyśmy się na klasycznym zwiedzaniu centrum.
Oczywiście najważniejszym punktem programu stały się zakupy.
Aga z PRIMARK wyniosła ogromną torbę ciuchów, a ja odkryłam do tej pory nieznany mi sklep & Other Stories.
Kupiłam wymarzone buty- cel osiągnięty.
Bez roweru można się tam nieźle nachodzić.
Ja dziś np nie mogę się ruszać.
Przemierzanie dalekich tras między jednym metrem,
a drugim zajmuje trochę czasu..
Zeszłyśmy całe Oxford Street, pojechałyśmy na Schoreditch,
udało mi się zabrać dziewczyny na kawę do mojej ukochanej skandynawskiej kawiarni Fika.
Zjadłyśmy pyszne kanapki z kozim serem, rukolą i burakami.
Po drodze zaszłyśmy do sklepu muzycznego Rouch Trade,
który jest przy Brick Lane.
Moim stałym rytuałem jest robienie zdjęć w budce, z każdą osobą, z którą przyjeżdżam do Londynu.
Nie mogłyśmy zatem ominąć tego punktu;)
Po naszym koncercie na London Excel Market pojechałam zobaczyć się ze starymi znajomymi i z moim Antoszkiem.
Piliśmy piwo w jednym z londyńskich barów, w którym było strasznie głośno.
Dowiedziałam się, że bardzo często w angielskich pubach robią quiz, w którym można wygrać alkohol. Przy tej grze wszyscy strasznie krzyczą. Nie są to dobre warunki do rozmów,
ale do zabawy owszem;)
W nocy spędzałyśmy czas razem. Antek spał wyczerpany po całodziennym treningu, zastępczyni naszej Soszki korzystała ze snu, którego na co dzień ma mało ze względu na dzieci, a my bawiłyśmy się świetnie kończąc we dwie, bo Aga- spała;)
Śpiewanie wyszło bardzo dobrze. Ludzie z innych stoisk przychodzili zainteresowani polskimi wokalistkami:P
Adze oświadczył się 80 letni Anglik, Fokę nosił na rękach Włoch, Czesi częstowali nas winem, a Polacy zachwycali się naszymi autorskimi numerami.
Cztery intensywne dni w Fajnej Brytanii!
Piekarnio kawiarnia Le Pain Quotidien |
Buty- & Other Stories |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz