środa, 27 listopada 2013

Na kogo wypadnie na tego bęc ----> Kętrzyn!

Bardotkowy mazurski reset!
Dawno nie był nam tak potrzebny jak teraz... niestety trwał tylko jeden dzień.

Zaczęło się bladym świtem. W sumie to on nawet nie był blady. Roboczo nazwijmy go "ciemny świt". Ledwo żywe zapakowałyśmy się do volviaczka Zuby(odratowanego po zderzeniu z dzikiem) i ruszyłyśmy w trasę.
 
 
 
Blady świt dogonił nas w okolicach Zalewu Zegrzyńskiego. Nadszedł czas na pierwszy postój.
Tradycyjnie, postoje odbywają się na stacjach benzynowych, na których, jak wiadomo jest rozrywek co nie miara!
Tym razem falę radości wzbudził
plaster o nazwie PlastR.
Kiedy już wszystkie możliwe nazwy zostały przeczytane z angielskim akcentem, ruszyłyśmy dalej.
 

 
 
Do Kętrzyna z Warszawy jest kawałek drogi, ale nam jak zwykle czas minął w zastraszająco szybkim tempie.
Hymnem wyjazdu została piosenka Video killed the radio star zespołu The Buggles.
Na zamianę słuchałyśmy muzyki i plotkowałyśmy. A do obgadania, jak zwykle miałyśmy sporo tematów. Tych wesołych i tych smutnych. Ostatnio następuje przewaga smutnych, ale walczymy z tym!!!
Wyjazd na mazury sam z siebie zmusza do refleksji i przywołuje masę wspomnień. Kiedy na skrzyżowaniu miałyśmy do wyboru "Mrągowo" lub "Mikołajki", aż mi serce szybciej zabiło.
No ale niestety, czas nas gonił.
Wakacyjne wspominki odłożyłyśmy na inny bardotkowy trip!
 
 
 
Kiedy wreszcie dojechałyśmy na miejsce, rozpadało się na dobre.
Grałyśmy w kinie Gwiazda, na Dniu Seniora. W czasie naszego śpiewania na sali panowała cisza i już myślałyśmy że coś jest nie tak, ale okazało się, że wszystkim bardzo się podobało! Do tego stopnia, że publiczność zażyczyła sobie na bis VENDETTĘ!!! A to dopiero!
 
Czułam się trochę tak jakbym śpiewała na Dniu Babci i Dziadka! Atmosfera jaka się wytworzyła bardzo nas rozczuliła... szczególnie jedna babunia, która zapytała nas czy może nam zrobić zdjęcie z bliska :) I powiem Wam jedno - mimo że kochamy występować dla większej widowni, to takie kameralne koncerty zapadają nam głęboko w pamięci i w sercu. Nawet jeśli Pani konferansjerka zapowiedziała nas jako zespół z Krakowa, hahahaaa... ja tam lubię Kraków <3

Kiedy wracałyśmy, zrobiłyśmy plan działania na najbliższe dni! Był dość pokrętny i dziś już mogę powiedzieć, że został częściowo zrealizowany. Poza tym wymyśliłyśmy klip do naszego nowego numeru, o którym wkrótce opowie Aga.
 
 
Póki co stwierdzamy, że " wszystkie drogi, prowadzą do Mrągowa", do Mrągowa na pizzę, nad jezioro Cios ;)
 
 
 
Zuba dowiozła nas bezpiecznie do Warszawy. Właściwie to dowiozła nieżywe bardotkowe zwłoki.
Teraz po tym wyjeździe, z ręką na sercu stwierdzam, że to Marta Zubilewicz-Ambroziewicz jest najlepszym bardotkowym kierowcą.
Oddaję jej ów tytuł z czystym sercem!
 

 
ps. Mazury jesienią są bez sensu! za to latem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz