czwartek, 15 maja 2014

Giewont czuwa...

Właśnie popijam winkiem ostatnie kęski oscypka i zastanawiam się na kiedy zaplanować kolejny wypad w Tatry. Ciekawe ile kosztuje ziemia pod Zakopanem… Albo ile by kosztowało wybudowanie małej, ślicznej i bardzo drewnianej chatynki gdzieś w okolicy górskiego szlaku…  A może zorganizować jakiś intensywny tatrzański romans? Moglibyśmy razem pić ciemne miodowe piwo, śpiewać góralskie pieśni i ganiać po górach niczym dwie wyzwolone kozice. 

Jak widać, jeszcze nie wiem jak i na jakich warunkach, ale muszę wracać w zakopiańskie okolice jak najczęściej.

DZIEŁO

Tym razem, ponownie, wyruszyłyśmy w drogę z Asią Kucharczyk. 
Nam obu bardzo potrzebne były wakacje. I to poważnie… 
 
Po bardotkowym tripie do Piotrkowa zaliczyłam szybkie przepakowanie i łyk wina u Gałęzi, a potem czym prędzej udałam się na Wilanowską. 
Jak tylko wsiadłam do Polskiego busa,,, obudziłam się w Zakopanem 7h później. Padłam jak trup, ponoć przewieszona przez podłokietnik.  

Sporym wynagrodzeniem ciężkiej podróży był nasz wspaniały Ośrodek wypoczynkowy Klimacik 
Gorąco polecam wszem i wobec! 

Klimacik gdzieś tu można wyłuskać ;)

Przez trzy dni gapił się na nas z tarasu Giewont, który z niewiadomych przyczyn z lekka mnie przeraża. Wolę hasać po Rysach...

Całkiem niespodziewanie w Klimaciuku akurat trafiłyśmy na czas ‘jeszcze poza sezonem’, więc cały pensjonat był dla nas --> REWELACJA!

Nasz rewelacyjny pokój nr 4 - poza sezonem ;)

Ale do rzeczy!

Trasa nr 1 : Dolina Kościeliska – Iwaniacka Przełęcz – Dolina Chochołowska

Niezłe wyzwanie. Najpierw lekki spacerek przyjemną doliną, piwko w schronisku, a  potem śmierć w oczach! CAŁY CZAS POD GÓRĘ…

Piwko przed wspinaczką

Na szczycie przełęczy wybuchło lekkie zamieszanie w związku z brakiem kierunkowskazu, ale stres złagodziły krokusy i ostatki śniegu. 
No i dwóch ‘miśków’, jak to ich nazwał pan w traktorze.        Skąd traktor? 
A stąd, że w Tatrach trwa „WYRÓB DRZEW”. 
Część szlaków zamieniła się przez to w błoto, ale jakoś się z nim uporałyśmy. 

Kiedy wygrzebałyśmy się z bagnisk dotarłyśmy do Chochołowskiej. W Dolinie można teraz zabrać rower z oznaczonego punktu i zapłacić za użytkowanie na samym dole. Całe szczęście...
 
Joanna rowerzystka

Gdyby nie rowery, jeszcze byśmy nie wróciły do domu… 

Kiedy dotarłyśmy wreszcie do Klimaciku, składałyśmy się z samych zakwasów i pewnie nie miałybyśmy siły na nic, gdyby nie głód, który wygnał nas do karczmy o zacnej nazwie Bąkowo Zohylina
Jedzenie prima sort, obsługa miód, ale kapela…hmmm....polecam, to trzeba usłyszeć. Wyłyśmy ze śmiechu!

Potem już tylko odwiedziny w sklepie Piwa Regionalne, który polecił mi Błażej Gawliński. Piwo śliwkowe – piwne objawienie, cud dla podniebienia
 – Śliwka dla Tatr niczym Specjal dla Mazur!

Trasa nr 2 : Dolina Strążyska - Sarnia Skała – Dolina Białego

Asia i Giewont

Trasa była trudna do zaplanowania booo pospałyśmy dość solidnie. W okolicach południa wyruszyłyśmy w drogę Doliną Strążyską. Po krótkim postoju ruszyłyśmy na Sarnią Skałę CAŁY CZAS POD GÓRĘ. 

Widok z Sarniej Skały na góry z jednej strony....

....i z drugiej strony. HiMountain!

Na szczycie spotkałyśmy Hiszpanów, którzy zażyczyli sobie, aby im zrobić zdjęcie w ‘underpants’(ponoć strzelali sobie takie fotki na każdym szczycie). Cóż, odpowiedź ochoczo zabrzmiała „OK”. 

W gratisie dostałam zdjęcie na bloga – Cobi Galindo z gołą klatą ;) 

(dodam tylko że ‘lindo’ po hiszp. znaczy ‘ładny’, czyli wszystko się zgadza) 

Istnie bardotkowa przygoda.


Ay que lindo Cobi Galindo!

Żeby nie wracać tą samą trasą wybrałyśmy opcję malowniczej Doliny Białego, gdzie przy wodospadzie imienia kogoś bardzo sławnego i ważnego, ogarnął mnie duch przemyśleń i nastąpił czas na piwko Zbójnickie(bardzo ciemne miodowe – bardzo polecam). 
Następnie zeszłyśmy do Zakopca na strawę w Bąkowo Zohylina, ciasteczko w cukierni i finał Eurowizji(co akurat chętnie bym wykasowała z pamięci).

Trasa 3 : DESZCZ

Widok Zakopanego z 'prawieGubałówki"

Po raz kolejny wyspałyśmy się aż nadto i nie zdążyłyśmy wejść na Gubałówkę. 
Nie zdążyłyśmy też kupić znakomitych piw, ani wyśmienitych ciasteczek orzechowych. 
Nie udało nam się dojść suchą stopą do knajpy żeby coś zjeść przed odjazdem, ani nie udało się zjeść tak smacznie jak w Bąkowo Zohylina
Nie udało mi się również kupić 3 kg baraniny dla Karasia ;)

Moja deszczowa kreacja... Lovely
 
Udało nam się jednak kupić tonę oscypka pod Gubałówką, na stoisku nr 6, które serdecznie polecam bo nikt z niego nachalnie nie krzyczy, a sery są naprawdę pyszne.


To co nam się jeszcze udało, to mimo śródrocznego zmęczenia, spędzić cudowny, aktywny czas. 
Oglądać piękne góry rzeźbione siłą natury i potęgą Boga. 
Jeść pyszne zupy borowikowe i placki po zbójnicku. 
Oddychać zimowym powietrzem w środku wiosny. 
Spędzić godziny na rozmowach o bzdurach i tematach Bardzo Istotnych.
Zamienić siłownię i jogę na naturalne metody spalania kalorii. 
"Wyrób"

I wreszcie odpocząć i z lekka zaplanować kolejny – letni wyjazd(może tym razem Orla Perć?).

MY


Po naszym wyśmienitym weekendzie życzę wszystkim piątków, sobót i niedziel, które można rozciągnąć do granic wytrzymałości i życzę możliwości oderwania się od codziennego biegu.
Czasem warto, a nawet trzeba wrzucić luz, oczyścić umysł i poczuć wiatr we włosach!




Stay tuned,
Foka!


Ps. Warto było się wyrwać na chwilę… TERAZ TO SIĘ DOPIERO BARDOTKOWO ZACZNIE! ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz