Właśnie popijam winkiem ostatnie kęski oscypka i zastanawiam
się na kiedy zaplanować kolejny wypad w Tatry. Ciekawe ile kosztuje ziemia pod
Zakopanem… Albo ile by kosztowało wybudowanie małej, ślicznej i bardzo drewnianej
chatynki gdzieś w okolicy górskiego szlaku…
A może zorganizować jakiś intensywny tatrzański romans? Moglibyśmy razem pić ciemne
miodowe piwo, śpiewać góralskie pieśni i ganiać po górach niczym dwie wyzwolone
kozice.
Jak widać, jeszcze nie wiem jak i na jakich warunkach, ale muszę
wracać w zakopiańskie okolice jak najczęściej.
DZIEŁO |
Tym razem, ponownie, wyruszyłyśmy w drogę z Asią Kucharczyk.
Nam obu bardzo potrzebne były wakacje. I to poważnie…
Po bardotkowym tripie do Piotrkowa zaliczyłam szybkie
przepakowanie i łyk wina u Gałęzi, a potem czym prędzej udałam się na Wilanowską.
Jak tylko wsiadłam do Polskiego busa,,, obudziłam się w Zakopanem 7h później.
Padłam jak trup, ponoć przewieszona przez podłokietnik.
Sporym wynagrodzeniem ciężkiej podróży był nasz wspaniały
Ośrodek wypoczynkowy Klimacik.
Gorąco polecam wszem
i wobec!
Klimacik gdzieś tu można wyłuskać ;) |
Przez trzy dni gapił się na nas z tarasu Giewont, który z niewiadomych przyczyn
z lekka mnie przeraża. Wolę hasać po Rysach...
Całkiem niespodziewanie w Klimaciuku akurat trafiłyśmy na czas ‘jeszcze poza sezonem’, więc
cały pensjonat był dla nas -->
REWELACJA!
Nasz rewelacyjny pokój nr 4 - poza sezonem ;) |
Ale do rzeczy!
Trasa nr 1 : Dolina Kościeliska – Iwaniacka Przełęcz – Dolina Chochołowska
Niezłe wyzwanie. Najpierw lekki spacerek przyjemną doliną, piwko w
schronisku, a potem śmierć w oczach! CAŁY CZAS POD GÓRĘ…
Piwko przed wspinaczką |
Na szczycie przełęczy wybuchło
lekkie zamieszanie w związku z brakiem kierunkowskazu, ale stres złagodziły
krokusy i ostatki śniegu.
No i dwóch ‘miśków’, jak to ich nazwał pan w
traktorze. Skąd traktor?
A stąd, że w Tatrach trwa „WYRÓB DRZEW”.
Część szlaków
zamieniła się przez to w błoto, ale jakoś się z nim uporałyśmy.
Kiedy wygrzebałyśmy się z bagnisk dotarłyśmy do Chochołowskiej. W Dolinie można teraz zabrać rower z oznaczonego punktu i zapłacić za użytkowanie na
samym dole. Całe szczęście...
Joanna rowerzystka |
Gdyby nie rowery, jeszcze byśmy nie wróciły do domu…
Kiedy dotarłyśmy wreszcie do
Klimaciku, składałyśmy się z samych zakwasów i pewnie nie miałybyśmy siły na
nic, gdyby nie głód, który wygnał nas do karczmy o zacnej nazwie Bąkowo Zohylina.
Jedzenie
prima sort, obsługa miód, ale kapela…hmmm....polecam, to trzeba usłyszeć. Wyłyśmy ze śmiechu!
Potem już tylko odwiedziny w sklepie Piwa Regionalne, który
polecił mi Błażej Gawliński. Piwo śliwkowe – piwne objawienie, cud dla
podniebienia
– Śliwka dla Tatr niczym Specjal dla Mazur!
Trasa nr 2 : Dolina Strążyska - Sarnia Skała – Dolina Białego
Asia i Giewont |
Trasa była trudna do zaplanowania booo pospałyśmy dość
solidnie. W okolicach południa wyruszyłyśmy w drogę Doliną Strążyską. Po krótkim postoju
ruszyłyśmy na Sarnią Skałę CAŁY CZAS POD GÓRĘ.
Widok z Sarniej Skały na góry z jednej strony.... |
....i z drugiej strony. HiMountain! |
Na szczycie spotkałyśmy Hiszpanów,
którzy zażyczyli sobie, aby im zrobić zdjęcie w ‘underpants’(ponoć strzelali
sobie takie fotki na każdym szczycie). Cóż, odpowiedź ochoczo zabrzmiała „OK”.
W gratisie dostałam zdjęcie na bloga – Cobi Galindo z gołą klatą ;)
(dodam
tylko że ‘lindo’ po hiszp. znaczy ‘ładny’, czyli wszystko się zgadza)
Istnie
bardotkowa przygoda.
Ay que lindo Cobi Galindo! |
Żeby nie wracać tą samą trasą wybrałyśmy opcję malowniczej Doliny Białego, gdzie
przy wodospadzie imienia kogoś bardzo sławnego i ważnego, ogarnął mnie duch
przemyśleń i nastąpił czas na piwko Zbójnickie(bardzo ciemne miodowe – bardzo polecam).
Następnie zeszłyśmy do Zakopca na strawę w Bąkowo Zohylina, ciasteczko w cukierni i finał Eurowizji(co akurat chętnie
bym wykasowała z pamięci).
Trasa 3 : DESZCZ
Widok Zakopanego z 'prawieGubałówki" |
Po raz kolejny wyspałyśmy się aż nadto i nie zdążyłyśmy
wejść na Gubałówkę.
Nie zdążyłyśmy też kupić znakomitych piw, ani wyśmienitych
ciasteczek orzechowych.
Nie udało nam się dojść suchą stopą do knajpy żeby coś zjeść
przed odjazdem, ani nie udało się zjeść tak smacznie jak w Bąkowo Zohylina.
Nie
udało mi się również kupić 3 kg baraniny dla Karasia ;)
Moja deszczowa kreacja... Lovely |
Udało nam się jednak kupić tonę oscypka pod Gubałówką, na stoisku nr 6,
które serdecznie polecam bo nikt z niego nachalnie nie krzyczy, a sery są
naprawdę pyszne.
To co nam się jeszcze udało, to mimo śródrocznego zmęczenia,
spędzić cudowny, aktywny czas.
Oglądać piękne góry rzeźbione siłą natury i
potęgą Boga.
Jeść pyszne zupy borowikowe i placki po zbójnicku.
Oddychać zimowym
powietrzem w środku wiosny.
Spędzić godziny na rozmowach o bzdurach i tematach Bardzo Istotnych.
Zamienić siłownię i jogę na naturalne metody spalania kalorii.
"Wyrób" |
I wreszcie odpocząć i z lekka zaplanować kolejny – letni wyjazd(może tym razem Orla Perć?).
MY |
Po naszym wyśmienitym weekendzie życzę wszystkim piątków, sobót i niedziel, które można rozciągnąć do granic
wytrzymałości i życzę możliwości oderwania się od codziennego biegu.
Czasem warto, a nawet trzeba wrzucić luz, oczyścić umysł i poczuć wiatr we włosach!
Stay tuned,
Foka!
Ps. Warto było się wyrwać na chwilę… TERAZ TO SIĘ DOPIERO BARDOTKOWO
ZACZNIE! ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz